Poniżej przeczytacie kilka słów na powyższy temat. Podzieliłem się nim z prof. Adamem Stępniem, a teraz zgodnie z moim pragnieniem, aby komuś choć trochę pomóc, a także po uzyskaniu Imprimatur

W zmaganiach z klasterowym bólem głowy, który zagościł w moim życiu w 2007 roku, oprócz przyjmowania przepisywanych przez lekarzy leków stosowałem także „domowe metody”, które odkrywałem dzięki moim przyjaciołom sam lub. Pierwszą rzeczą, która – jak zauważyłem – pomagała „rozwiać” tlący się ból, polecaną mi przez prof. Adama Stępnia, była kawa. Inną pomocą natury było zimno – np. kiedy ból dopadał mnie w zimie, szedłem na spacer wzdłuż Wisły w czasie mrozu, co uśmierzało ból. W późniejszym czasie jeden z przyjaciół widząc mnie w czasie bólu, zrobił mi kompres ze ściereczki nasączonej zimną wodą, który przykładałem na kark i za uszy, co również sprawiało, że ból stawał się mniejszy. Unikałem też określonych pokarmów, po których ból często występował, takich jak czerwone wino, piwo, orzechy, cytrusy, sery żółte, przetwory z pomidorów. Podobnie rzecz miała się z unikaniem silnych zapachów, np. perfum. Również kiedy ból zaczynał się rano i budził mnie, wstawałem od razu, ponieważ zauważyłem, że zarówno za długi sen (za krótki – też), jak i pozycja leżąca sprzyjają rozwijaniu się bólu. Inny przyjaciel w czasie bólu po prostu ze mną rozmawiał, tak jakbym był w pełni sił, co pomagało w przeczekaniu bólu. Zresztą – wszelkie doraźne metody na przerwanie bólu nie znosiły go na tak długi czas, jak właśnie przeczekanie go, a potem odpoczynek, najlepiej „przespanie się” przez kilka kwadransów. Raz miało też miejsce coś, czego – mam nadzieję – nie zapomnę do końca życia. W czasie bardzo silnego bólu zadzwoniła do mnie moja Mama i przeczytała swój wiersz. Dokładnie w momencie zakończenia wypowiadania ostatniego słowa wiersza ból minął, ale w wyjątkowy sposób, bo po prostu „urwał się” i czułem się tak, jakby w ogóle go przed chwilą nie było (zazwyczaj zaś po najsilniejszym bólu tlił się jeszcze mniejszy i czułem się bardzo wyczerpany). Czemu piszę w czasie przeszłym? Ponieważ od 14 lutego 2016 r. ból większy niż w stopniu 1,5 (w skali od 1 do 10, którą stosuję do określania siły bólu, gdzie 10 to największy ból, i w ramach której bólowi przyznawałem czasem 11 punktów), nie pojawia się u mnie. Przed tą datą ok. 3 tygodnie byłem na poleconej w związku z bólami przez kolejnego z przyjaciół diecie – jadłem samą kaszę jaglaną (na początku diety dodawałem jeszcze warzywa), z małym dodatkiem masła i piłem tylko wodę. Oczywiście wciąż staram się unikać tego, co sprzyjało dolegliwościom, ale wiele razy przekonałem się, że np. spożycie wspomnianych wyżej pokarmów nie skutkuje nimi. Mam nadzieję, że moje refleksje będą mogły jakoś przyczynić się do pomocy innym w zmaganiu się z zespołem Hortona. Korzystając z okazji dziękuję wszystkim lekarzom i innym osobom za wszelką udzieloną mi pomoc. W sposób szczególny dziękuję osobom związanym ze Stowarzyszeniem Chorych na Klasterowe Bóle Głowy, dzięki którym doświadczyłem, że nie jestem z takimi trudnościami sam i że z „klastrem” można żyć, co – dając mi nadzieję – podkreślił też na początku opisanej przeze mnie drogi lekarz, który zdiagnozował u mnie tę chorobę.
Z franciszkańskim pozdrowieniem
Pokój i dobro!
Janusz Dobrzyński OFS
PS. Wszystkim osobom z klasterowymi bólami głowy i innym polecam również film „Horton słyszy Ktosia”
