Cześć. Mam 25 lat i jestem z Poznania. Klastry zaczęły się u mnie jakoś po 18 roku życia. Trwały aż do 2014 roku i teraz znowu dały się we znaki (dzisiaj miałem prawdziwe podwójne, prawie 3 godzinne combo z wyciekiem z oka i nosa) więc postanowiłem tutaj dołączyć

Przez kilka lat nie wiedziałem, że to klasterowy ból głowy. Lekarz rodzinny twierdził "jak boli, to brać ibuprom, to ból na tle nerwowym". Po 2-3 latach zrozumiałem, że to nie do końca tak, jak mówił pan doktor więc sam sobie zdiagnozowałem chorobę dzięki internetowi. Ataki u mnie zaczynają się wraz z początkiem lipca i trwają 2-3 miesiące. Na początku niegroźnie (do 30 minut -kawa, pączek potrafią pomóc) ale potem robi się dramat. Jestem na tyle zawzięty, że nie biorę żadnych lekarstw, tlenów itd i po prostu sobie czekam aż przejdzie, myśląc o czymś przyjemnym. W 2014 roku myślałem, że mam spokój. Zrobiłem listę triggerów, uważałem ze snem itd i objawy się później nie pojawiły. Aż do teraz. Za chwilę znów zrobię tę samą listę- ścisła dieta, 0 alkoholu, 8 godziny sen bez drzemek i zobaczymy
Ale przy okazji, chciałbym się Was zapytać jakie macie wrażenia z wyjazdów w trakcie trwania klastrów? Ja np miałem lekkie ataki na początku lipca. Ale tydzień byłem nad morzem (jadłem wszystko, piłem piwo, mocniejsze trunki) i nic mi nie było. To samo z wyjazdami zagranicznymi. Nic mi wtedy nie dolega. Czy tylko ja tak mam, czy ktoś posiada podobne odczucia? Jeśli tak to proponuję wspólną emigracje nad morze śródziemne aby się dłużej nie męczyć
Jeszcze raz Cześć wszystkim
