Re: Witajcie
: 29 kwie 2018, 15:10
Cześć.
Wracam po ponad 3 latach. Powrót klasterów.
A było tak fajnie. Myślałam, że przeszło i będę mieć spokój.
Zajęłam się swoim zdrowiem, rozpoczęłam terapię z psychologiem, niedawno wyciągnęłam rower z piwnicy i zaczęłam jeździć do pracy.
W czwartek przesadziłam i przeforsowałam się. W nocy obudził mnie ból brzucha, który mijał. I tak kilka razy w nocy. Bolało, budziłam się, zmieniałam pozycję i przechodziło. Myślałam, że to zakwasy. Rano doszły okropne nudności i potworny ból głowy. Z jednej strony - tej co klastery. Myślałam, że to zatrucie. Nie poszłam do pracy. Przespałam cały dzień i kolejną noc i pół kolejnego dnia. Wczoraj od południa jak wstałam pojawiło się znajome łaskotanie. Najpierw nieśmiało i delikatnie jakby sprawdzał czy pamiętam go. Po południu władował się kopniakiem w drzwi. Najpierw ciekło z nosa, oko łzawiło i pojawił się światłowstręt. Wieczorem pierwszy mocny intensywny atak kłucia. Minuta może półtorej. Popłakałam się. Intensywność w porównaniu z poprzednimi atakami mniejsza a jednak inaczej.
Dziś znów spałam pół dnia. W sumie to jedyny czas kiedy go nie ma. Nie budzi mnie ból. Godzinę temu wstałam. Jest. Delikatnie, czai się i łaskocze. Jest cały czas. Wszystko w domu przyciemnione. Monitory, ekrany telefonów, okna, nawet światło w lodówce zmniejszone. Nadal jest i chyba trochę posiedzi.
Przed chwilą pierwszy bardzo mocny atak. Dałam radę, ale znów łzy. Bezsilność.
Będę musiała odstawić rower. Taka tykająca bomba klasterowa raczej będzie stwarzać zagrożenie dla siebie i innych na drodze.
Tym razem jest inaczej.
Od początku tego roku pojawiało się delikatne, znajome ćmienie. Znałam je ale wypierałem je. Było co kilka dni. Łudziłam się, że to nie to.
Choć pamiętam, że z moim M. raz rozmawiałam i mówiłam, że chyba mi klastery zmalały bo coś się dzieje ale sama nie wiem.
Wcześniej kiedy się pojawiał rozkręcał się w 2-3 dni. Teraz jakby rozkręcał się od pół roku i boję się, że uderzy z większą siłą. Choć na razie nie jest źle.
I najgorsze jest to, że za miesiąc mamy wesele w rodzinie. I tak bardzo nie chcę powtórki sterydów. Po ostatnich bardzo przytyłam w krótkim czasie.
Ale dam radę.
Wracam po ponad 3 latach. Powrót klasterów.
A było tak fajnie. Myślałam, że przeszło i będę mieć spokój.
Zajęłam się swoim zdrowiem, rozpoczęłam terapię z psychologiem, niedawno wyciągnęłam rower z piwnicy i zaczęłam jeździć do pracy.
W czwartek przesadziłam i przeforsowałam się. W nocy obudził mnie ból brzucha, który mijał. I tak kilka razy w nocy. Bolało, budziłam się, zmieniałam pozycję i przechodziło. Myślałam, że to zakwasy. Rano doszły okropne nudności i potworny ból głowy. Z jednej strony - tej co klastery. Myślałam, że to zatrucie. Nie poszłam do pracy. Przespałam cały dzień i kolejną noc i pół kolejnego dnia. Wczoraj od południa jak wstałam pojawiło się znajome łaskotanie. Najpierw nieśmiało i delikatnie jakby sprawdzał czy pamiętam go. Po południu władował się kopniakiem w drzwi. Najpierw ciekło z nosa, oko łzawiło i pojawił się światłowstręt. Wieczorem pierwszy mocny intensywny atak kłucia. Minuta może półtorej. Popłakałam się. Intensywność w porównaniu z poprzednimi atakami mniejsza a jednak inaczej.
Dziś znów spałam pół dnia. W sumie to jedyny czas kiedy go nie ma. Nie budzi mnie ból. Godzinę temu wstałam. Jest. Delikatnie, czai się i łaskocze. Jest cały czas. Wszystko w domu przyciemnione. Monitory, ekrany telefonów, okna, nawet światło w lodówce zmniejszone. Nadal jest i chyba trochę posiedzi.
Przed chwilą pierwszy bardzo mocny atak. Dałam radę, ale znów łzy. Bezsilność.
Będę musiała odstawić rower. Taka tykająca bomba klasterowa raczej będzie stwarzać zagrożenie dla siebie i innych na drodze.
Tym razem jest inaczej.
Od początku tego roku pojawiało się delikatne, znajome ćmienie. Znałam je ale wypierałem je. Było co kilka dni. Łudziłam się, że to nie to.
Choć pamiętam, że z moim M. raz rozmawiałam i mówiłam, że chyba mi klastery zmalały bo coś się dzieje ale sama nie wiem.
Wcześniej kiedy się pojawiał rozkręcał się w 2-3 dni. Teraz jakby rozkręcał się od pół roku i boję się, że uderzy z większą siłą. Choć na razie nie jest źle.
I najgorsze jest to, że za miesiąc mamy wesele w rodzinie. I tak bardzo nie chcę powtórki sterydów. Po ostatnich bardzo przytyłam w krótkim czasie.
Ale dam radę.